Stopy procentowe zostały obniżone trzykrotnie w 2020 roku przez RPP. Trzecia redukcja, z 28 maja 2020 r., była równie zaskakująca co drastyczna – stopa referencyjna spadła do symbolicznego 0,1%, a jeszcze na początku roku wynosiła 1,5%. Ekonomiści podnieśli larum, że takie postępowanie przyniesie więcej szkody niż pożytku. Najgłośniej protestowały banki, przewidując znaczne zmniejszenie zysków – u niektórych nawet o połowę. Czym kierowała się RPP? Co złego może się zadziać w gospodarce wskutek tych decyzji? I właściwie, dlaczego banki przewidują straty i co mogą zrobić, by je ograniczyć? Na pewno czeka nas podwyższanie prowizji, ale co jeszcze?
Czym kierowała się RPP przy obniżce stóp procentowych?
Każdy rok przynosi wielkie i przełomowe wydarzenia. W tym roku, w normalnych okolicznościach, byłyby to zapewne styczniowy Brexit, być może pogrom FC Barcelony przez Bayern Monachium w Lidze Mistrzów UEFA. Każdy mógłby stworzyć własną listę. Jednak 2020 rok z pewnością przejdzie do historii jako czas pandemii COVID-19.
Podstawowym sposobem przeciwdziałania stagnacji i recesji, wykorzystywanym przez rządy wszystkich krajów, jest obniżanie stóp procentowych. Ma to zmniejszyć koszt kredytowania ponoszony przez przedsiębiorstwa i gospodarstwa domowe, a także przez same rządy, dla których zmniejszy się oprocentowanie obligacji, czyli koszt obsługi długu publicznego. Kolejnym oczekiwanym efektem powinno być zniechęcenie instytucji i obywateli do oszczędzania. Wszystko po to, by pieniądz został na rynku, utrzymując inwestycje i konsumpcję na dotychczasowym poziomie i by gospodarki „się kręciły”.
Co złego może się zadziać w gospodarce wskutek obniżki stóp procentowych?
Strach ma wielkie oczy i większość z nas po prostu boi się podejmować ryzyko w niepewnych czasach. Tak jest i tym razem: banki zachowują daleko posuniętą ostrożność przy udzielaniu nowych kredytów i pożyczek, firmy ograniczają inwestycje, a gospodarstwa domowe wolą odłożyć coś na czarną godzinę, choćby nawet nie miały nic zarobić na oszczędnościach. Część pieniądza może wyciec z rynku, gdyż przy oprocentowaniu znacznie poniżej inflacji więcej osób i podmiotów zacznie inwestować na rynkach kapitałowych. Innym negatywnym skutkiem obniżenia stóp procentowych może być osłabienie naszej waluty, czyli złotego, co w „normalnych” czasach oznaczałoby wzrost eksportu, ale w przypadku pandemii za granicą może nie być chętnych na nasze towary i usługi, natomiast na pewno podrożeją rzeczy importowane.
Dlaczego banki przewidują tak znaczne zmniejszenie zysków?
No właśnie, czemu niższe stopy procentowe są tak szkodliwe dla sektora bankowego? Przecież, pożyczając pieniądze, bank zarabia na marży, a stopę referencyjną traktuje jako koszt, zaś od przyjętych depozytów zapłaci niższe odsetki. Jednak to nie takie proste. Jak zwykle jest jakiś haczyk, a nawet kilka. W przypadku pożyczek i kredytów całkowite oprocentowanie nie może przekraczać pewnego pułapu, zgodnie z aktualnie obowiązującą ustawą „antylichwiarską” obliczanego właśnie na podstawie stopy referencyjnej. Dodatkowo spadną dochody banków od ww. obligacji, w które zawsze chętnie inwestują pokaźne kwoty. Wreszcie, wspomniana ucieczka depozytów na rynki kapitałowe zmusi banki do sięgania po droższy pieniądz, którego potrzebują dla zrównoważenia akcji kredytowej.
Jakich działań ze strony banków możemy się spodziewać?
Bankowość staje się coraz mniej rentownym biznesem. Od lat systematycznie przybywa restrykcji i wymogów formalno-prawych, wymuszających wiele działań prewencyjnych i raportowych, znacznie podnoszących koszty. Część zysków wyszarpuje depcząca po piętach i rosnąca w siłę konkurencja w postaci fin-techów. A teraz jeszcze pandemia i niebywale niskie stopy procentowe. Odpowiedź na zadane pytanie wydaje się oczywista – cięcie kosztów i podwyżki prowizji oraz odsetek od nisko oprocentowanych kredytów. Jedno i drugie odbije się na wszystkich: szukanie oszczędności przez banki najczęściej oznacza redukcję zatrudnienia, czyli nowe rzesze bezrobotnych oraz pogorszenie jakości obsługi; wyższe prowizje i odsetki nie tylko opróżnią nasze portfele, ale również podniosą koszty, ograniczając akcję kredytową – czyli zadziałają dokładnie wbrew intencjom RPP.
Na szczęście są jeszcze inne możliwości, korzystne dla wszystkich zainteresowanych: bankierów, klientów i gospodarki. Banki mogą postawić na rozwój bankowości transakcyjnej, gdzie pełnią rolę pośrednika i partnera w zabezpieczaniu i realizacji transakcji między kontrahentami, rozwijając i usprawniając obrót towarami i usługami. Bankowość transakcyjna przynosi wysokie dochody, gdyż najczęściej pobierane są tu zarówno odsetki jak i prowizje, a dodatkowo ma silne działanie cross-sellowe. Jednym z filarów tego obszaru bankowości jest finansowanie handlu – to szereg instrumentów o różnej złożoności i zastosowaniu: od zwykłych przelewów, poprzez gwarancje i akredytywy, aż po obrót wierzytelnościami, zwłaszcza faktoring, o którym można przeczytać więcej w Business Intelligence nr 2/2020.